top of page

Krzysiu

Pechowa trzynastka. Tuż przed kalendarzowym rozpoczęciem wiosny. Było mokro, tuż po deszczu, a na ogromnym podwórzu woda zagłębiała nierówne powierzchnie podwórza, tworząc kałuże. O wielkiej powierzchni, nie bardzo głębokie – wody po kostki w tym najgłębszym miejscu. Na podwórzu były dzieci, kalosze na nóżkach, pelerynki przeciwdeszczowe i frajda, bo co robić całymi dniami w domu, gdy za oknem chlapa.

Utopić się w szklance wody – brzmi jedno z powiedzeń. Niewiarygodne, ale właśnie taki wypadek zdarzył się 13 marca pamiętnego roku. Podczas zabawy 2-letni Krzysiu przewrócił się i wpadł do kałuży. Przez uchylone okno do mieszkania wpadł przerażający pisk i wrzask pozostałych dzieci. - Wybiegłam na podwórze. Widok, którego zapomnieć nie da się nigdy. Krzysiu leżał nieruchomo w kałuży twarzą do wody. Nie ruszał się. Panika, strach, wrzask, krzyk i płacz. Rozpętało się piekło. Odwróciłam go delikatnie – nie ruszał się, miał zamknięte oczy – nie oddychał.

W mojej głowie miliony mrocznych, poplątanych korytarzy, a w ich zakamarkach czaił się strach. Los był bezlitosny. Rok temu, oczekując przyjścia na świat naszego młodszego dziecka, w nieszczęśliwym wypadku zginął mój mąż i ojciec moich dzieci.  Po roku po raz kolejny pojawiła się ona… wtedy tuż po obiedzie, teraz o poranku – nieunikniona – biała jak ściana, lodowata jak lód – śmierć po mojego synka.
Wpadając do wody, zachłysnął się, stracił przytomność – nastąpiło głębokie niedotlenienie. Reanimacja w karetce. Budynek szpitala. Winda. Drzwi oddziału. Z trudem powstrzymuję łzy. Głęboki wdech, byłam przy nim, trzymałam za dłoń. Badanie, nerwowe oczekiwanie. Potem była rozmowa z lekarzem, mroczki przed oczami i próba uspokojenia oddechu. „Wszystko będzie dobrze, obiecuję” – uśmiechałam się, starając się zachować spokój, na wypadek gdyby jednak czuł, co się wokół niego dzieje…
Po 3 miesiącach z ulgą mogłam powiedzieć: "Przykro mi losie, tym razem ci się nie udało". Krzysiu przeżył, choć w ciężkim stanie był na tyle stabilny, że mogliśmy wrócić do domu i rozpocząć wspólną walkę. Osamotniona, z maleńkim niespełna półrocznym dzieckiem i Krzysiem, który był roślinką, starałam się przetrwać każdy nowy dzień. Zebrać w sobie siły, by o świcie rozpocząć wszystko od nowa. Dzięki wsparciu najbliższych nauczyłam się żyć na nowo. Pielęgnować niepełnosprawne dziecko oraz samotnie wychowywać… Stać się matką i ojcem zarazem.

Od wypadku minęło 15 lat… 17-letni Krzysztof od dnia wypadku nie wypowiedział żadnego słowa, nie usiadł ani nie spożył samodzielnie posiłku. Ale żyje – i to jest dla nas najważniejsze. O śmierci nie myślę wcale, choć w jego stanie zdrowia każdy dzień jest dla nas wielką niewiadomą. Jest częścią naszego domu i członkiem naszej rodziny. Spędzam z nim każdą godzinę, nie odstępuje na krok, dla niego poświęciłam wszystko, by zapewnić mu godne życie.

Każdego wieczoru, gdy już wszyscy śpią, a w pokoju panuje półmrok, czytam kolejne historię chorych na siepomaga. Nieszczęśliwych dzieci, nad którymi los nie miał litości i zawsze myślę: "my nie mamy tak źle…" Nowotwory, śmiertelne schorzenia czy operacje, bez których ich serduszka przestaną bić. Mój syn w wyniku nieszczęśliwego wypadku stał się osobą niepełnosprawną – jednak ja, dzięki wsparciu bliskich i przyjaciół znalazłam w sobie siłę, by przetrwać to, co najtrudniejsze. I choć żyjemy skromnie, staram się zapewnić wszystko to, co niezbędne. Okryty pościelą, w małym łóżkowym królestwie Krzysiu jest w śród nas. Niestety, ogromne przykurcze oraz nieustająca pozycja leżąca sprawiają, że na ciele Krzysia pojawiają się odleżyny. Z tą na kolanie walczymy od początku czerwca i nadal nie chce się zagoić. Nieprzystosowane łóżko oraz nieodpowiedni materac i poduszki nie ułatwiają gojenia się ran. Na codzienne wydatki nam starcza. Niestety, zakup specjalistycznego łóżka, materaca przeciwodleżynowego oraz poduszek to przerastający nasze możliwości wydatek. Milczę, choć każda komórka mojego ciała we mnie krzyczy, błaga o chwile normalności dla Krzysia… Znikam w łazience, między umywalką a pralką i dławię się łzami, czując bezsilność…

Spokojny i błogi sen przez wielu niedoceniany. Dla Krzysia to luksus, na który nie może sobie pozwolić. Matka może patrzeć na chore i cierpiące szczęście i być obok w każdej trudnej chwili, wszczepiając do jego świata cząstkę normalności w jego życie. Podarujmy spokojny sen, bez bólu, odleżyn i sączących się ran, które każdego dnia przywołują wspomnienia tej pamiętnej kałuży.

bottom of page